Marek i pies Bies-krótkofalowiec |
Marek szuka miejsca na namiot |
Zamek jako taki... |
Zamek - ciąg dalszy |
Paweł szykuje antenę |
Namioty w ruinach zamku |
Marek i pies Bies-obrońca: miejscowe psy ukradły z namiotu kiełbasę
podczas gdy Bies wylegiwał się w środku |
Marek usiłuje wysuszyć się w namiocie |
|
Paweł w drodze do Olsztyna |
|
Marek w przedsionku namiotu |
W
początku sierpnia 1985r. po raz kolejny zdecydowaliśmy się wybrać do ruin zamkowych.
Tym razem do Olsztyna. Okazuje się że są w Polsce co najmniej dwa Olsztyny i w obydwu
są pozostałości po zamkach. My udaliśmy się do tego mało znanego w Polsce Olsztyna
koło Częstochowy. Grupa składała się z Marka SP5MNF, Tomka SP5CIJ, Pawła SP5LRF,
Zbyszka SP9DAC.
Do Olsztyna dojechaliśmy wczesnym popołudniem.
W trakcie drogi mieliśmy śmieszny incydent. Na trasie Katowickiej zaczął z nami
ścigać się kierowca dostawczego samochodu. Padał deszcz. Został przez nas wyprzedzony,
bowiem bardzo chlapał nam na szyby. Tenże prawie natychmiast nas wyprzedzał. I tak
parę razy w kółko. Trochę nas to wkurzyło i w czasie kolejnego naszego wyprzedzania
Marek który siedział przy oknie obok kierowcy wziął do ręki mikrofon radiotelefonu
i tak by kierowca tamtego samochodu to widział zaczął do niego mówić, z wyraźnym
skrętem głowy w stronę numerów rejestracyjnych tamtego samochodu. Blef okazał się
skuteczny. Kierowca tamtego samochodu natychmiast wycofał się do tyłu i po chwili
zniknął z zasięgu oczu. Ciekawe
co przewoził ......
Gdy podjechaliśmy do podnóża góry zamkowej
okazało się że dalej już nie da się wjechać. Cały sprzęt biwakowy i radiowy trzeba
było na plecach wnieść na górę. Obozowisko rozbiliśmy wewnątrz ruin zamkowych. Ruina
to najlepsze sformułowanie dla tego obiektu. Pozostała jedynie we fragmencie jedna
wieża i śladowo mury obronne. Tym niemniej sam zamek onegdaj dość wyraźnie górował
nad okolicą. Rozpoczęliśmy łączności. Nasze pojawienie się z eterze nieco zmobilizowało
kolegów w Polsce do nawiązywania łączności, w tym prób na QRP. Skrajnym przypadkiem
była udana łączność przeprowadzona z radiotelefonu FM315 z anteną taśmową pomiędzy
Markiem SP5MNF a Krzysztofem SP5MBT w Warszawie.
Z tej wyprawy pozostał mi w pamięci
jeszcze jeden szczegół – tym razem nie krótkofalarski. W miasteczku znajdowała się
mała piekarnia. Piekli tam prawdziwy chleb. Prawdziwy tzn: duży , okrągły, z chrupiącą
skórką, w środku lekko ciągnący się, wypieczony w piecu węglowym na podsypce z słomy.
Kupiłem tam kilka takich jeszcze gorących chlebów. I choć nie byliśmy w danym momencie
głodni spałaszowaliśmy je z masłem błyskawicznie. Teraz już takiego chleba chyba
już nigdzie nie ma. Kiedyś udawało się jeszcze na Mazurach takowe dostać, ale to
też już przeszłość. A szkoda.
|