Kasprowy Wierch

Home | Up | Dach na Ursynowie | Zamek w Czersku | Hala Lipowska | Zamek w Olsztynie | Zamek w Checinach | Kasprowy Wierch | Szlak Orlich Gniazd | Ogrodzieniec | Zamek w Bobolicach | Zamek w Ostrezniku

 



Wersja według Marka Goldy SP5MNF/8  

Wyprawa odbyła się 27-30.09.1985 i brali w niej udział Marek SP5MNF, Tomek SP5CIJ i Jurek SP5NZV. Jurek był to wówczas aktywny UKF-owcem  (pracował głownie przez satelity np.AO-07). Użyczył nam swojego sprzętu (FT490 na 430MHz i FT290 na 144MHz + wzmacniacze). Przed wyjazdem do Zakopanego poczynione zostały ustalenia z rezydującym na Kasprowym  Jerzym SP9FG, że będziemy działali wspólnie, a antenę na 430MHz on nam pożyczy. Ostatnim kursem kolejki we dwóch wjechaliśmy na Kasprowy Wierch (Jurek SP5NZV postanowił zostać w hotelu "Kasprowy") i udaliśmy się do budynku obserwatorium. Okazało się, że nie będziemy mieć możliwości pracy z obserwatorium. W nocy usiłowaliśmy prowadzić łączności z hotelu przy górnej stacji kolejki linowej (dobrze ze zabrałem z Warszawy 6 elementów Yagi na 144MKHz). Rano zebraliśmy rozkręconą w nocy przez wiatr antenę i poszliśmy do obserwatorium.  Antenę zamontowaliśmy na maszcie wbitym w pryzmę węgla przy budynku tak, że ledwo wystawała ponad niższa cześć budynku obserwatorium. Łączności z Warszawa (345km.) udało się przeprowadzić bez problemu. Zaryzykowałem i udało się mocą QRPP (200mW) przeprowadzić QSO z koleżanką Mirką SP5NHF z Warszawy. Później mięliśmy łączności z wieloma okręgami  SP, OK, HG . Jako, że było dość chłodno, to podczas kolejnych dni wyprawy ubrani byliśmy jak polarnicy.  Obejrzeliśmy budynek, który okazał się bardzo obszerny i wygodny. Byliśmy w  pomieszczeniu radiowym SP9FG i okazało się, że ten znany UKF-owiec ma sprzęt nadawczy własnej roboty. Byliśmy tez na dachu, gdzie do otaczającej go galeryjki można było zamontować mnóstwo anten. Przemontowaliśmy naszą antenę (później był kłopot z jej demontażem na zalodzonym dachu). Pamiętam, że w międzyczasie jechaliśmy kolejką do Zakopanego i prowadziliśmy QSO z wieloma stacjami na FM z okręgu SP9. Kolejarz linowy bardzo się dziwił takim cudom. Nota bene były to łączności nielegalne, bo w tych czasach nie było w SP możliwości pracy mobile i portable! W sumie oprócz tego, że nam tyłki zmarzły, to wyprawa była super, a owocną współprace z Jurkiem SP5NZV podtrzymaliśmy organizując na wiosnę następnego roku wyprawę do ruin zamku w Ogrodzieńcu. Ale to już inna historia.

Wersja według Tomka Hilsberga SP5CIJ.

Naszą kolejną wyprawę wymyślił Marek SP5MNF. Tak jakoś wyszło, że Paweł SP5LRF nie mógł się na nią wybrać. Wyjazd zapowiadał się niezwykle ciekawie planowaliśmy nadawać z jednego z najwyższych miejsc w Polsce - z obserwatorium meteorologicznego na Kasprowym Wierchu. Tradycyjnie trzeba było dostać z Państwowej Inspekcji Radiowej (PIR) czasowe zezwolenie na zmianę miejsca używania radiostacji (nie pamiętam, jak się to zezwolenie dokładnie nazywało). Postaraliśmy się także z Markiem o pismo z Oddziału Wojewódzkiego Polskiego Związku Krótkofalowców (PZK). Pismo było na papierze firmowym, z okrągłą pieczęcią. Przydało się bardzo na miejscu w Zakopanem. Wyprawa była, jak zwykle, UKF-owa. Zebraliśmy sprzęt krótkofalarski i kempingowy i pojechaliśmy pociągiem z Warszawy do Zakopanego. Było trochę improwizacji - planowaliśmy zatrzymać się u znajomych Marka w Zakopanem, co się niestety (na szczęście) nie udało. Od znajomych poszliśmy do zarządu Polskich Kolei Linowych (PKL). Tam, po okazaniu pisma z PZK, udało się nam dostać zgodę nocleg w służbowym hotelu PKL na górnej stacji kolei linowej na Kasprowym Wierchu. Dostaliśmy też prawo do bezpłatnego wjechania na szczyt.

Po znalezieniu się na górze, pobiegliśmy do obserwatorium. Kolega krótkofalowiec pracujący w obserwatorium zgodził się na wpuszczenie nas do przedsionka i używanie dachu przedsionka na zainstalowanie anteny UKF. O ile dobrze pamiętam, mieliśmy czasowe kłopoty z korzystaniem z energii elektrycznej przydatnej przy nadawaniu.
Pierwszy dzień nadawania był krótki, bo na szczyt wjechaliśmy po południu. Wieczorem zabraliśmy sprzęt z obserwatorium i udaliśmy się do hotelu znajdującego się na stacji kolejki linowej. W hotelu natychmiast zaczęliśmy kombinować, jakby tu nadawać. Wyszedłem na dach i przymocowałem maszt anteny do komina-wywietrznika. Z komina śmierdziało strasznie, bo uchodziło do niego powietrze z ubikacji, no cóż, ale czego się nie robi, żeby ponadawać. Chodzenie w nocy po dachu było trochę horrorystyczne - zaraz za dachem było kilkudziesięciometrowe urwisko. Wieczorem, zdaje się, mieliśmy kilka łączności z Warszawą.

Następnego dnia kontynuowaliśmy nadawanie z przedsionka obserwatorium. Było zimno, ale wesoło. Brakowało nam prądu, tak że musieliśmy ograniczyć moc. Udało się rozmawiać ze Słowacją i Węgrami. Pod koniec dnia zdecydowaliśmy, że na noc nie ściągamy z dachu kabli, jako że wieczorne nadawanie z hotelu nie było wygodne.

Gdy następnego ranka poszliśmy do obserwatorium, okazało się, że dach jest oblodzony. Do tej pory wspominam przeżycia związane z demontażem anteny: zwinięty kabel zsuwał się po dachu, jak krążek hokejowy po lodowisku.

Data ostatniej modyfikacji: 2020-08-29